O wodzie

Jeszcze o wodzie spraw kilka

Wodę najlepiej pić pół godziny przed jedzeniem i na pusty żołądek, a jeśli po jedzeniu, to minimum 2 godziny po nim (po posiłku warzywnym lub owocowym czas ten można skrócić do 1 godziny). Po pierwsze, szybko przepływa wówczas do dwunastnicy i jelita cienkiego, a dopiero tam się wchłania (nie zalega więc w żołądku z pokarmem). Jest też łatwiejsza do wchłonięcia, czyli wykorzystana przez organizm, i lepiej nawadnia. Po drugie, uzupełnia płyny ( w tym te potrzebne do produkcji kwasu żołądkowego) i ktoś, kto przestrzega optymalnego czasu picia wody, po pewnym czasie stwierdzi, że nie musi popijać jedzenia. Po trzecie, zachowując odpowiedni odstęp między jedzeniem a piciem, nie rozcieńczamy soków żołądkowych, nie wypłukujemy z kwaśnego żołądka enzymów takich jak pepsyna do zasadowej dwunastnicy, gdzie pepsyna przestanie działać. Tak więc nie zaburzamy naturalnej kolejności procesu trawienia. Białka muszą być wstępnie strawione w mocno kwaśnym soku żołądkowym, a ten nie potrzebuje do tego nadmiaru wody. Sam radzi sobie doskonale!   

Ale przecież zupa także zawiera wodę. Tak, potrawy są bardziej lub mniej płynne. Nie tylko zupy, ale też koktajle czy owoce, np. arbuz, zawierają około 90 procent wody, jednak rozpuszczonych jest w niej wiele składników odżywczych, które wymagają obróbki enzymatycznej i organizm musi uruchomić trawienie, zaczynając od produkcji śliny, poprzez właściwą koncentrację enzymów i pH w żołądku. Robi to odruchowo, po rozpoznaniu składu chemicznego jedzenia już w kubkach smakowych języka i mnóstwa receptorów chemicznych. Woda natomiast nie wymaga trawienia, jeśli pijemy ją na pusty żołądek, organizm uznaje, że nie ma nic do trawienia enzymatycznego, i pozwala wodzie płynąć dalej przewodem pokarmowym do tych miejsc, gdzie czysta woda (H2O) ma być wchłonięta.

Ziarna, kasze, które gotujemy, także wchłaniają wodę (widać to, bo zwiększają objętość), tyle że wówczas skrobia (węglowodany) są przemieszane z wodą i spowalniają jej wchłanianie. Dlatego woda w tym, co jemy, mniej nas interesuje, jeśli mówimy o nawadnianiu, bo nasz organizm przede wszystkim potrzebuje czystej wody. Spróbujmy dwa razy zjeść to samo – raz popijając posiłek 2 szklankami wody (tak dużo, aby łatwo było zaobserwować różnicę), a innym razem, wypijając 2 szklanki wody nie wcześniej niż 2 godziny po jedzeniu. Jestem pewna, że każdy zauważy różnicę w samopoczuciu i przebiegu trawienia, zwłaszcza jeśli posiłek zawiera białko zwierzęce, które, aby zostać porządnie strawione, musi długo mieć kontakt z sokiem żołądkowym o niskim pH.

Potrzeba popijania wynika najczęściej z tego, że nie chce nam się dokładnie gryźć. Jeśli dokładnie i długo gryziemy pokarm, wydziela się dużo śliny i popijanie nie jest już potrzebne. Dodatkową zaletą jest to, że jemy wtedy wolniej, a jedząc wolniej, najadamy się mniejszą ilością. Nie mówiąc o tym, że przyswajanie wartości z dobrze strawionego pożywienia (a proces trawienia np. węglowodanów zaczyna się już w jamie ustnej) jest znacznie bardziej efektywne. Same korzyści!

Reasumując – jeśli zaczniemy dbać o odpowiedni odstęp czasu pomiędzy jedzeniem a piciem, zniknie wiele problemów związanych z układem pokarmowym.

Jak dużo wody pić?

Niestety nie ma jednej miary dla każdego ani nawet jednej Miaty dla tego samego człowieka, lecz w różnych dniach. Ilość wypijanej wody zależy bowiem nie tylko od wagi ciała, ale też od stylu życia, wilgotności i temperatury powietrza i od tego, co danego dnia jemy.

Przeciętnie jednak możemy przyjąć, że człowiek potrzebuje 30 mililitrów wody na kilogram ciała na dobę, a więc osoba ważąca 50 kilogramów potrzebuje uzupełnienia ok. 1,5 litra wody, a ktoś, kto waży 70 kilogramów, nieco ponad 2 litrów. I niestety, ten, kto waży 140 kilogramów, musi wypijać około 4 litrów. To może wydawać się obciążeniem dla nerek, jednak „do przepłukania” z toksyn jest wówczas 140 kilogramów masy tkanek. Pamiętajmy, że nerki mają duże rezerwy wydolności.

Bardzo dobrym wyznacznikiem mówiącym nam, czy nie robimy z siebie kaczek, bądź odwrotnie, czy nie zasuszamy się jak śliwki, jest kolor moczu, który nie powinien być ani zupełnie przezroczysty (może to świadczyć o tym, że pijemy za dużo), ani intensywnie żółty czy wręcz ciemnożółty (co świadczy o zbyt małej ilości wypijanej wody). Optymalna jest barwa słomkowa (delikatnie żółtawa, jak kolor słomy). Im mocz ciemniejszy, tym nawodnienie słabsze.

Wiedząc o przeciętnej normie 30 mililitrów na kilogram wagi ciała i obserwując przez kilka dni kolor swojego moczu, łatwo ustalimy, jak dużo wody powinniśmy pić.

Na przykład: ja mam normę 1,5 litra wody dziennie jako minimum (ważę 59-60 kg), a w zależności od innych czynników zapotrzebowanie to wzrasta (jeśli bardziej intensywnie się ruszam, gdy jest gorąco itp.)

Możemy też nieco uogólnić minimalną ilość potrzebnej nam wody, przyjmując, że osoby dorosłe ważące więcej niż 100 kilogramów powinny wypijać 3 litry, czyli 12 szklanek wody dziennie. Ważące więcej niż 70 kilogramów powinny wypijać 2 litry, czyli 8 szklanek wody dziennie. Ważące więcej niż 55 kg – 1,5 litra, czyli 6 szklanek wody dziennie. A ci z nas, którzy ważą 55 kilogramów lub mniej, 1,25 litra, czyli 5 szklanek dziennie.

Są oczywiście osoby (np. chorujące na nerki), które nie mogą stosować przeciętnych norm, powinny więc skonsultować się z lekarzem. Być może trzeba kontrolować poziom elektrolitów, zbadać mocz. Takie osoby też mogą przeprowadzić detoks, lecz pod fachową opieką.

Skąd wziąć odpowiednią wodę?

Dziś nie musimy już jechać do Francji czy Meksyku, by korzystać z prozdrowotnych właściwości antyoksydacyjnej wody alkalicznej. Możemy stale mieć ją pod ręką, korzystając z rozwiązań dostępnych na rynku i dostosowując je do naszych warunków oraz potrzeb.

Na naszym rynku pojawiła się też woda z polskiego źródła w Humniskach koło Krosna. Nazywa się Java, ma pH 9,2, jest więc mocno alkaliczna. Można ją kupić przez Internet, a także w niektórych sklepach. Przy źródle (jeśli tam będziecie, koniecznie jej spróbujcie) woda ta ma redox – 300 mV, jednak im więcej czasu mija od zaczerpnięcia wody ze źródła, tym potencjał redox jest mniejszy. Wynika to z zaburzenia struktury klastrowej wody, o której pisałam wcześniej, trudno więc powiedzieć, jaki on będzie po dłuższym przechowywaniu w magazynach czy sklepach, choć nigdy nie będzie tak wysoki jak potencjał zwykłej wody (niemającej powyżej opisanych cech). W sprzedaży oprócz butelkowanej wody Java są wygodne 10-litrowe kartony z kranikiem, a także butle 19-litrowe z wymienną pompką. Korzystałam z nich przez dłuższy czas. 

To zapewne nie są jedyne rozwiązania, niedawno znalazłam np. informacje o innych alkalicznych wodach antyoksydacyjnych, które już pojawiły się w Polsce, czy to z importu, czy z rodzimych ujęć (np. woda o sympatycznej nazwie Potencjałka). Każdy sam musi wybrać najlepsze rozwiązanie , biorąc pod uwagę wygodę, cenę, stopień użyteczności.

Tekst pochodzi z książki „Alkaliczny detoks” Beaty Sokołowskiej


Beata Sokołowska - psycholog, terapetua & dyplomowany coach zdrowia. Autorka dwóch bestsellerowych książek "Alkaliczny styl życia" i "Alkaliczny detoks" oraz polecanych kursów online. W organizowanych przez nią wyzwaniach wzięło udział ponad 6500 osób. Prowadzi warsztaty oraz konsultacje stacjonarne i online. Więcej informacji na stronie: https://beatasokolowska.pl