O wodzie

Nawodnienie organizmu

Ciało dorosłego człowieka w około 60-65 procentach składa się z wody. U dzieci ten procent jest nieco wyższy. Z kolei wraz z wiekiem się obniża, a więc starzejąc się „wysychamy”, nawet do 55 procent. Nie należy jednak uznawać tego za normę. Wynika to raczej z zaburzeń regulacji pragnienia, a w konsekwencji z niedopilnowania właściwego nawadniania organizmu. Seniorom często nie chce się pić, mimo iż tak naprawdę są odwodnieni.

Nasze komórki zanurzone są w wodzie i zawierają wodę, a nasze najważniejsze narządy: mózg, serce, nerki, śledziona, płuca, wątroba, oraz płyny ustrojowe, jak krew i limfa, w przeważającej części składają się z wody. To powinno uzmysławiać nam jak ogromne ma ona znaczenie. Na przykład ciało dorosłej osoby ważącej 70 kg zawiera ok. 40-45 litrów wody.

Nasze tkanki zbudowane są z komórek otoczonych wodą, nie ma w naszym organizmie ani jednego organu, który jej nie zawiera. Woda jest nawet w kościach, a jej brak powoduje „wysychanie” zarówno kości, jak i stawów.

Ciągle też wodę tracimy. Przeciętnie około 1,5 litra na dobę wydalane jest z moczem, około 0,5 litra przez skórę, 0,3 litra z oddechem, kolejne 0,2 litra z kałem. Te wartości trzeba uznać za przeciętne, pamiętając, że kiedy jest gorąco (latem), to z potem potrafimy wydalić nawet do 3 litrów wody. Jej utratę zwiększa też wysiłek fizyczny lub ciężka praca fizyczna (godzina przeciętnie intensywnego treningu to wydalenie dodatkowo ok. 0,5 litra wody).

Te straty trzeba wyrównać, dostarczając wodę z zewnątrz (przy czym jej część znajduje się w pożywieniu stałym).

Do wszelkich procesów chemicznych zachodzących w organizmie potrzebna jest woda. Tlen, aby dotrzeć do komórek, musi być rozpuszczony w wodzie. Rozprowadza go krew, ale jeśli organizm jest niedostatecznie nawodniony, to krew staje się gęsta. Logicznie rozumując, coś, co jest gęste, trudniej przepływa i przenika. Brak wody oznacza więc m.in. złe odżywienie i dotlenienie komórek organizmu.

Krew jest nośnikiem składników odżywczych, ale też niepotrzebnych substancji, które transportuje do nerek, wątroby, skóry czy płuc. I jedne i drugie są w niej rozpuszczone. Czasami bezpośrednio, jako tzw. frakcja wolna, czasami jako związana z białkami transportującymi, lecz w sumie wszystko płynie „w wodzie”. Trzeba też pamiętać, że wiele związków chemicznych rozpuszcza się w wodzie do pewnego stężenia, a potem coraz słabiej, aż do wyrównania stężeń pomiędzy obszarami oddzielonymi jakąś przepuszczalną barierą. Tak należy postrzegać np. płyn (wodę) zewnątrzkomórkowy w tkankach i osocze (wodę) krwi, oddzielone częściowo przepuszczalną barierą – ścianą naczyń krwionośnych. Zatem nawodnienie, rozumiane jako zwiększenie ilości wody w osoczu krwi, powoduje rozcieńczenie toksyn „w wodzie krwi”, co niejako zasysa, na zasadzie wyrównywania różnicy stężeń, te same chemiczne toksyny zalegające po drugiej stronie ściany naczyń krwionośnych. Jeżeli nerki dobrze takie toksyny odfiltrują z krwi do moczu, to mamy dalszy ciąg tego mechanizmu zasysania zalegających toksyn, poupychanych gdzieś latami w przestrzeni międzykomórkowej, czy nawet wytrąconych w formie krystalicznej. Działają tutaj prawa chemii, a nie cuda i magia. Tyle tylko, że należy zadbać o dużą ilość „rozpuszczalnika i nośnika”, a tym jest woda. Wypłukanie toksyn z jakiegoś miejsca (tkanek) spowoduje chwilowy wzrost ich stężenia we krwi, zanim nerki je odfiltrują. Dlatego na początku detoksu źle się czujemy, gdyż uwolnione z tkanek i zassane do krwi toksyny są po prostu trujące dla mózgu, wątroby itd. Picie dużych ilości wody powoduje natomiast, że toksyny nie osiągają tak wysokiego stężenia, do jakiego doszłoby bez zwiększenia ilości wody w organizmie. Wymusza także szybszą, intensywniejszą pracę nerek i większą produkcję moczu. To także fragment mechanizmu odtruwania. Mówiąc inaczej, nerki nie muszą martwić się o wodę i mogą sobie wreszcie „poszaleć”. Oczywiście pod warunkiem, że są zdrowe.

Jeżeli ktoś obawia się przewodnienia albo przemęczenia nerek, to zapewniam, że kilkudniowe przepojenie wodą im nie szkodzi. Nerki mają w sobie olbrzymie rezerwy dla ilości przepuszczanych płynów.

Około 80 procent toksyn usuwanych jest właśnie przez nerki. To najważniejszy organ w procesie detoksykacji organizmu.

Część toksyn usuwanych jest wraz z potem przez skórę, a pozostała część, rozpuszczalna w tłuszczach, wydalana przez jelita do kału.

Jak zatem komórki naszego ciała mają być dobrze odżywione, jeśli nie jesteśmy dostatecznie nawodnieni i przepływ krwi nie jest swobodny?

Jak mają być odprowadzone toksyczne produkty przemiany materii? W czym mają się rozpuścić, jeśli w organizmie brakuje wody? Spróbujmy rozpuścić łyżeczkę cukru w kisielu i przecedzić go przez sito. Nawet bez próbowania wiemy, że nie będzie to proste. Ale jeśli cukier rozpuścimy w wodzie, zrobimy to bez problemu. Tak samo jest z krwią. Gęsta krew z trudem dociera do najcieńszych naczyń włosowatych, z trudem transportuje i przyjmuje składniki, które mają się w niej rozpuścić.

Doktor Mirosław Mastej, którego bardzo cenię za ogromną wiedzę (znacznie wykraczającą poza gruntowną wiedzę medyczną) i za całościowe spojrzenie na człowieka, napisał tak: Biologicznie nasze ciało jest właśnie tak skonstruowane: woda, a w niej rozpuszczone pewne składniki, ciągle przepływające z zewnątrz, przemieniane, i wypływające na zewnątrz. Tak długo, jak przepływ i  metabolizm jest czysty, prosty, tak długo nie ma mułu, wirów, zastojów … jak w rzece …

Aby przepływ był właściwy, potrzebujemy dobrej wody. Nawadnianie ciała jest istotne na co dzień, ale kiedy przeprowadzamy detoks, ma jeszcze większe znaczenie. W trakcie detoksu uwalnianych jest dużo toksyn, muszą mieć one nośnik, by zostały wydalone na zewnątrz. Może się zdarzyć, że podczas detoksu ktoś będzie źle się czuł i ten stan nie minie. Jedno z pierwszych pytań, jakie mu zadam, będzie brzmiało: „A czy pijesz wystarczającą ilość wody? I czy twój organizm został dostatecznie nawodniony przed detoksem?”.

Nie możemy tego jednak robić tuż przed detoksem, ponieważ ciało nie nawodni się z dnia na dzień. Choć w obrazie krwi dość szybko widać zmianę, pamiętajmy także o 60-65 procentach wody w całym naszym ciele (nie tylko we krwi). A tych niedoborów nie da się uzupełnić w ciągu kilku dni, nie da się też wypić 10 litrów wody „na zapas”, bo nasze nerki nie wytrzymałyby takiego obciążenia. Woda musi dotrzeć aż do wnętrza komórek, czyli przejść przez kilka barier: z jelit do krwi i limfy, z nich do przestrzeni zewnątrzkomórkowej, potem jeszcze pokonać błonę komórki, a wewnątrz samej komórki inne błony, np. między cytoplazmą, a wnętrzem mitochondriów. Dopiero gdy to się stanie, organizm będzie wystarczająco nawodniony i gotowy do detoksu.

Szereg dolegliwości (nie tylko tych związanych z detoksem, ale także tych, z którymi borykamy się na co dzień) zaczyna ustępować, gdy tylko ciało jest dobrze nawodnione. Niewiele osób wie, ale jest to udowodnione, że wiele przypadków bólów kręgosłupa wynika z odwodnienia dysków (krążków) międzykomórkowych. Po prostu, gdy w organizmie jest za mało wody, ten ściąga, skąd tylko może, wodę mniej potrzebną – za taką najwyraźniej uznaje wodę w chrząstkach. Pierwsze, co powinien zrobić człowiek z nawracającymi bólami kręgosłupa, to nawodnić się, „napoić” dyski międzykręgowe. Ten przykład pokazuje, że organizm sam reguluje i przesuwa wodę z jednego miejsca w inne, gdy tylko tego potrzebuje. Skoro może w chrząstkach, to może wszędzie. Dlaczego mu zatem nie pomóc i nie pić więcej wody? Sprawdźcie to sami – po prostu zacznijcie pić, a na pewno poczujecie się lepiej.

Z badań wynika, że często mylimy pragnienie z łaknieniem. Organizm (mózg) wysyła sygnał „napij się”, a my interpretujemy to jako „zjedz coś”. Jemy coś, co owszem, zawiera wodę, i organizm dostaje pewną jej porcję, ale dostaje też sporą porcję kalorii. A często (i to też możemy łatwo sprawdzić) wypicie wody sprawia, że ochota na zjedzenie czegoś znika, bo tak naprawdę chciało nam się pić, a nie jeść. Ta niezdolność odróżnienia pragnienia od łaknienia pojawia się często u ludzi już po 30 roku życia i nasila z wiekiem. Wiele osób, które ukończyły 75 lat, cierpi z powodu odwodnienia, gdyż nie odczuwa pragnienia wystarczająco intensywnie.

Obserwujemy siebie – to, jak się czujemy i wyglądamy. Zdarzało mi się spotkać osoby, które traciły kilogramy tylko dlatego, że zaczęły odpowiednio dużo pić. Niedawno zadzwonił do mnie kolega, który zaczął dbać o nawadnianie, i oznajmił: „Po raz pierwszy od dawna mam wzorcowe, wręcz podręcznikowe ciśnienie krwi, a miałem nadciśnienie. Czy to możliwe, że to z powodu picia alkalicznej wody?”. Ależ oczywiście, że możliwe. I dość częste. A pozytywnych efektów nawadniania jest mnóstwo.

Przynajmniej 2 tygodnie przed rozpoczęciem oczyszczania zadbajmy o dostarczenie sobie odpowiedniej ilości wody. Ten czas wystarczy również, aby zaobserwować pierwsze efekty. Czego możemy się spodziewać? Wielu korzyści. Bo woda to i kosmetyk i lekarstwo.

Nie zadziała tak szybko jak tabletka przeciwbólowa czy zabieg kosmetyczny, ale za to efekty będą trwałe.

Wymienię tylko kilka najważniejszych korzyści nawadniania. Niektóre z nich stosunkowo łatwo zauważyć, więc kto zacznie pić odpowiednią wodę i w odpowiedniej ilości, niech obserwuje siebie i z radością zauważa zmiany.

Najważniejsze korzyści nawadniania:

  • detoksykacja
  • odmłodzenie
  • alkalizacja środowiska komórek
  • odżywienie i dotlenienie organizmu
  • zdrowie

Tekst pochodzi z książki Beaty Sokołowskiej „Alkaliczny detoks”

Beata Sokołowska - psycholog, terapetua & dyplomowany coach zdrowia. Autorka dwóch bestsellerowych książek "Alkaliczny styl życia" i "Alkaliczny detoks" oraz polecanych kursów online. W organizowanych przez nią wyzwaniach wzięło udział ponad 6500 osób. Prowadzi warsztaty oraz konsultacje stacjonarne i online. Więcej informacji na stronie: https://beatasokolowska.pl